Maroko zaczęło się nam tak naprawdę podobać dopiero po tym jak opuściliśmy Marrakesz. Początkowo chcieliśmy najpierw jechać na trekking, a potem zrelaksować się na plaży, jednak z powodu Markowego zatrucia postanowiliśmy odwrócić tę kolejność, żeby nieco doszedł do siebie.
Essaouira okazała się strzałem w dziesiątkę. Przez trzy dni mieliśmy idealną pogodę, nadzwyczaj szeroka plaże (doszliśmy do wniosku, że w Essaouira mają tylko odpływ i jeszcze większy odpływ), basen z wodą w temperaturze Bałtyku latem (za to z kąpiącymi się w nim dwoma żółwiami) i pyszne, świeże ryby, krewetki i inne morskie potwory prosto z kutra na wyciągnięcie talerza (z tego ostatniego nie mogłem niestety wiele skorzystać). Plaża przez całe dnie i noce była pełna dzieci i młodzieży grającej w piłkę. Natomiast wspaniale nadawała się do biegania (zwłaszcza o zachodzie słońca).
Medyna w Essaouirze wydawała nam się o wiele ładniejsza i przyjemniejsza niż w Marrakeszu. Uliczki były szersze, przez co docierało do nich więcej światła, i zabudowane białymi domami. Dodatkowo Essaouira pozostaje daleko w tyle za Marrakeszem jeśli chodzi o ilość i napastliwość wszelkiego rodzaju naciągaczy.
Jednym słowem: relaks :)