W nocy coś straszliwie chrumka i drapie w naszym domku, jakiś potwór chce się przedrzeć przez ścianę.
Po śniadaniu, zawijamy jeszcze na chwile do miłego pana od polskiej muzyki jazzowej i ruszamy w drogę. Droga z Tad Lo do Pakse prowadzi przez Paksong. Widoki niezmiennie piękne. Płaskowyż Bolaven jest położony na wysokości przekraczającej 1.000 m npm, a samo Paksong – ponad 1.300. Wysokość i wiatr sprawiają, że na pierwszym lepszym postoju zakładamy na siebie wszystko co mamy w plecakach. Znowu mam okazję wystąpić w białych skarpetach i sandałach. Swoją drogą, zacząłem doceniać taki ubiór jako praktyczny i wygodny ;).
Po jakimś czasie docieramy do Paksongu. Samo miasteczko to dziura, ale jak słyszeliśmy od naszych przyjaciół, można się tu napić pysznej kawy u Holendra, który przeprowadził się do Paksongu. Odnajdujemy to miejsce tuż przy wjeździe do miasta (poznać można po napisie free wi-fi, bo żadnego innego szyldu poza „coffe” nie ma). Kawa faktycznie pierwszorzędna – można tu też posłuchać o jej odmianach i sposobach prażenia, a także poprzyglądać się jak takie prażenie w warunkach miejscowych wygląda. Właściciel przybył do Laosu trzy lata temu. Wcześniej chciał mieszkać w Polsce i jak się przekonaliśmy mówi całkiem dobrze po polsku.
Akcenty polskie w naszej podróży okazują się być trzecimi, zaraz po chińskich i około-angielskich. Nawet jeśli nawet nasz rozmówca nie okazywał się polskim turystą, to przynajmniej miał polskie pochodzenie, babcię w Nowym Targu, znał zespół Bayerfull i umiał zanucić kilka przebojów, albo uczył się polskiego z zamiłowania.
Napojeni litrem kawy (na osobę) wyjechaliśmy z Paksong w kierunku Pakse, po drodze oglądając dwa wodospady – Tad Yuang oraz około 120-metrowej wysokości Tad Fane.
W stronę Pakse z każdym kilometrem robiło się coraz cieplej. W mieście znowu przywitał nas upał. Zwracamy strzały do wypożyczalni i wracamy do hotelu. Okazuje się, że zatrzymała się tu tez jakaś grupa Azjatów – wieczorem wynajmują salę na coś w rodzaju Lao-dyskoteki połączonej z karaoke. Uszy nam trochę od tego więdną ;)