A teraz z całkiem innej beczki – takie właśnie było nasze pierwsze wrażenie po wylądowaniu w Katmandu. Nepal to całkiem inna beczka w porównaniu z Indochinami. Inne ulice, inny kurz w powietrzu, inne zapachy, hałas ulicy, inni ludzie, architektura, przyroda, inne wszystko! W drodze z lotniska (które wyglądem przypominało trochę korytarz w mojej podstawówce) na Thamel (dzielnica turystyczna w centrum) widzimy wałęsające się po mieście małpy. Ruch na Thamelu to ulice o szerokości chodników, brak chodników jako takich, samochody, motory, motorki, riksze, rowery, piesi i wszystko co się rusza. Totalny chaos i rytmika, polegająca na tym, że rwetes towarzyszący pojazdom pojawia się i znika. Najpierw jest głośno, wszyscy i wszystko trąbią niemiłosiernie. Kilka sekund później zupełna cisza, a ulica zamienia się w deptak. A po chwili znowu maksymalny chaos. Nepal powala!