Geoblog.pl    olaimarek    Podróże    Jedno oko na Maroko    Jebel Toubkal, czyli tam i z powrotem
Zwiń mapę
2011
25
paź

Jebel Toubkal, czyli tam i z powrotem

 
Maroko
Maroko, Toubkal
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3659 km
 
Pobudka o 4.50 rano. I tak nie dało się za bardzo spać z powodu zimna i wilgoci. Około 22 zgasili w całym schronisku światło. Nie było księżyca, ani gwiazd, wiec w nocy były kompletne marokańskie ciemności. Następnego dnia Zetka wyznała, że w nocy przez godzinę zastanawiała się, czy naprawdę aż tak chce się jej siku, żeby wstawać :)



Wstajemy o 5.00. W schronisku ciemno, zimno. Większość jeszcze śpi. Mnie boli kolano nadwyrężone wczorajszym podejściem. Jemy śniadanie w marokańskim stylu, czyli bułka i dżem. Oceniam nasze szanse na zdobycie szczytu na jakieś 10%. Mohamed gotowy do wyjścia. Zakładamy stuptupy wypożyczone w schronisku, pakujemy raki, wodę i czekoladę w mały plecak i w drogę.



Jest prawie ciemno. Idziemy. Początkowo organizm źle reaguje na wysiłek o tej porze dnia, ale szybko się rozgrzewa. Około sto metrów nad schroniskiem zaczyna się wiatr, początkowo całkiem znośny, potem zmienia się prawie w wichurę, a pod szczytem poważnie utrudnia marsz. Gdy podchodzimy zza gór zaczyna przedzierać się słońce. Jest pięknie, pod nami chmury i Atlas. Temperatura około -10 stopni. Wiatr zawiewa śnieg (a właściwie zmrożone kuleczki lodu). Wreszcie po 3,5 h wdrapujemy się na szczyt!! :) Z zimna grabieją ręce (Zetce i ręce i stopy). Na górze szybka sesja foto i śmigamy na dół, na szczycie nie daje się zbyt długo wytrzymać.



Zejście zajęło nam kolejne dwie godziny. Początkowo schodzenie było całkiem przyjemne, śnieg był suchy, dość miękki i głęboki, wiec można było zjeżdżać na tyłku :) Momentami zapadamy się po pas w śniegu. Dopiero potem zaczął się kłopot, tzn. ubity stopniały śnieg plus oblodzone skały. Ale jakoś dajemy radę.



W schronisku padamy na kanapie pod drzwiami naszej celi. Następuje krótka wymiana zdań, kto ma się podnieść, żeby otworzyć drzwi („nie… ty idź … ja przedwczoraj ściszałam telewizor…”). Po szybkim lanczu (buła, tuńczyk z puszki, serki topione) ruszamy w dół do Imlilu. Żadne z nas nie chce spędzać kolejnej nocy w schronisku. Po drodze spotykamy sympatyczną Polkę mieszkającą od 5 lat w Maroku (pozdrawiamy!) i po około 3,5 h marszu jesteśmy z powrotem w Imlilu. Zmęczeni i pełni wrażeń. Ale z nas twardziele! :)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (43)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
genek
genek - 2011-10-25 22:52
BRAWO BRAWO !!! Jak ten szczyt fajnie wygląda w listopadzie. Ja zdobyłem go w sierpniu 1996. Od tego czasu już wyżej nie byłem....... może jeszcze kiedyś.....
 
 
zwiedzili 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 66 wpisów66 14 komentarzy14 1382 zdjęcia1382 0 plików multimedialnych0
 
Nasze podróże
15.10.2011 - 30.10.2011
 
 
26.09.2010 - 04.12.2010