W nocy przylecieliśmy do Casablanki. Miasto poza magią nazwy, skojarzeniem z filmem oraz meczetem Hasana II nie ma chyba większych atrakcji. Niemniej jednak zostajemy tu na dwie noce – odpoczynek ponad wszystko. Zwiedzamy meczet. Duże wrażenie robi wybrzeże oceanu, gdzie śmiałkowie pływają w wysokich na kilka metrów falach. Jak na złość w meczecie kończą się nam baterie w aparacie i z wybrzeża nie mamy ani jednego zdjęcia. Jemy morskie potwory i planujemy co będziemy robić dalej. Jak zwykle nasz plan obejmuje najwyżej dwie najbliższe noce… Wieczorem idziemy jeszcze na virgin drinka (alkohol nie jest mocną stroną Maroka) do miejscowej kawiarni i obserwujemy, jak wieczór spędzają nowoczesne Marokanki i nowocześni Marokańczycy.